Jak uratować modernistyczny pawilon przy Polanie Lea?

fot. Pawilon latem tuż po otwarciu (fot. 1936 r.)

W latach 30. krakowianie coraz częściej wypuszczali się poza obręb Alei Trzech Wieszczów. Sprzyjały temu zapewne – tak stopniowa zmiana starych nawyków, jak i rzecz bardziej prozaiczna: dosyć już sprawna komunikacja autobusowa. Początkowo najpopularniejszą, bo właściwie jedyną była letnia kawiarnia na Woli Justowskiej. Należała ona do potentata na krakowskim rynku gastronomicznym Jana Bisanza, a mieściła się obok należącego do przedsiębiorcy folwarku, u zbiegu dzisiejszej ul. Modrzewiowej i al. Kasztanowej (dziś m.in. teren Szkoły Podstawowej 72). Menu kawiarni poszerzono – dzisiejszym zwyczajem – o część typowej oferty restauracyjnej, a czas spędzany na świeżym powietrzu umilała orkiestra taneczna.

Wraz z ukończeniem sypania kopca marszałka Józefa Piłsudskiego (1936) tłumnie odwiedzana stała się kolejna restauracja i kawiarnia na położonej w Lesie Wolskim – kilkaset metrów od kopca – Polanie Lea, w pobliżu urządzonego kilka lat wcześniej ogrodu zoologicznego. Inwestorem usytuowanego tam pawilonu gastronomicznego była Reprezentacja Browarów Barona Götza w Okocimiu. Architektura tego lekkiego w formie, mocno przeszklonego parterowego pawilonu była zgodna z duchem – znanych przede wszystkim z Gdyni – budowli wznoszonych w nurcie zwanym popularnie „okrętowym”, a bardziej profesjonalnie: streamline. Szczególną uwagę zwracał taras z płaskim zadaszeniem wspartym na smukłych kolumnach oraz podmurówka wyłożona dzikim wapiennym kamieniem. Autorem niekonwencjonalnego projektu był krakowski architekt Jan Ogłódek (1899-1941), wówczas bliski współpracownik wielkiego Adolfa Szyszko-Bohusza, zamordowany później w obozie oświęcimskim.

Dzierżawcą pawilonu został Ludwik Bartosiewicz, który niemal równocześnie (1937) otworzył przy ul. Karmelickiej 3, swą własną kawiarnię. Później – aż do końca XX wieku – mieściła się w tamtym lokalu zapomniana dziś, popularna restauracja „Ermitaż”.

W ramach nowych porządków, jakie zapanowały po ostatniej wojnie pawilon mieszczący kawiarnię i restaurację został odebrany właścicielowi i zgodnie z duchem czasu „upaństwowiony”, jako jeden z pierwszych zakładów gastronomicznych. Być może decydujący wpływ na taki pośpiech miał fakt, że tym właścicielem był baron Antoni Jan Götz-Okocimski, który – tu ciekawostka – wznosząc pawilon w maju 1936 roku, zapragnął w ten oryginalny sposób uczcić ćwierćwiecze złożenia przez siebie egzaminu maturalnego. Baron, i do tego jeszcze z przedwojenną maturą – w istocie musiało to być dla nowej władzy nie do przyjęcia…

fot. Pawilon Okocimski, fot., grudzień 2015 – panorama

W późniejszych latach – podobnie jak zdecydowana większość krakowskich kawiarni i restauracji – pawilon dostał się pod kuratelę Krakowskich Zakładów Gastronomicznych. Kiedy w 1976 roku KZG wchłonięte zostały przez „Społem”, zakład powierzono ajentowi. W latach 60. i 70. panował tam w sezonie taki ruch, że kelnerzy płacili haracz, aby tylko nająć się do pracy.

Pięknie położony i tak licznie kiedyś odwiedzany pawilon nie jest użytkowany już od 2008 roku i niestety popada w ruinę. Rodzi się pytanie, czy wkrótce jego efektownie skrojony modernistyczny fason podziwiać będziemy tylko na starych fotografiach i widokówkach ? Zależy to wyłącznie od władz miasta, bo pawilon jest własnością gminy i jest nawet wpisany do Gminnej ewidencji zabytków. Czy znów nie mogliby szusować tam narciarze, jak na widokówce, z 1938 roku, która budzi podejrzenia o fotomontaż ? Mogliby, ale w tym celu nowo powołany Zarząd Zieleni Miejskiej, musiałby wyciąć dziki zagajnik, jaki wyrósł na południe od Polany Lea. Przypomnieć warto, że kiedyś było stamtąd widać dolinę Wisły, Beskidy, a nawet Tatry…

Być może to właściwe zadanie do realizacji w ramach Budżetu Obywatelskiego w projekcie ogólnomiejskim, gdzie wydatkować można kwoty do 3 mln zł. Pytanie jak najrozsądniej zagospodarować niszczejący pawilon kierujemy też do Czytelników.