O morskim brzegu pod Norbertankami

fot. O morskim brzegu pod Norbertankami 

W miejscu gdzie od ponad ośmiu stuleci stoi klasztor Norbertanek szumiało kiedyś najprawdziwsze morze. Być może trudno w to uwierzyć, ale mowa o czasach bardzo odległych, o epoce jurajskiej. Przez wiele milionów lat na dnie tego morza osadzał się obok skalnego materiału nieorganicznego również organiczny, jak szczątki wielkich muszli amonitów czy pancerzyki pospolitych skorupiaków i mięczaków. Kiedy morze cofnęło się, utworzone w taki sposób, wypiętrzone ponad powierzchnię wody skały, stały się częścią lądu stopniowo ulegającego naturalnemu procesowi erozji. Z czasem wody Wisły wypreparowały na tym odcinku dolinę, którą płynie dziś rzeka. Skaliste, jurajskie dno rzeki nie dawało jednak o sobie zapomnieć wyłaniając się każdorazowo przy niskim stanie wód na powierzchnię, co od zawsze utrudniało żeglugę. Ten skalny próg u podnóża klasztoru pokrywała warstwa osadów wapiennych z oryginalną mioceńską pamiątką. Skamieniałą ławicą ostryg i przegrzebków.

Ta niepospolitej miary przyrodnicza ciekawostka została gruntownie przebadana dopiero latach 80. XIX wieku przez geologa dr Stanisława Zaręcznego, przy współpracy asystenta katedry mineralogii UJ Franciszka Bieniasza. W XX wieku prace te kontynuowali między innymi prof. Eugeniusz Panow oraz prof. Wilhelm Krach, obaj związani z AGH. Efekty prac naukowców gromadzono w muzeum geologicznym PAU (dziś Instytut Nauk Geologicznych PAN).

Począwszy od lat 30. ubiegłego wieku wycieczki do ławicy ostrygowej pod klasztorem Norbertanek, urozmaicały lekcje geografii. Był to świetny poligon doświadczalny dla nauczycieli i młodzieży ze szkół średnich, którą wyposażano na te eskapady w mapy topograficzne, młotki i kompasy geologiczne. Rozważano nawet objęcie ławicy rezerwatem.

Długo snuto hipotezy, dlaczego starsze utwory jurajskie (skała na której zbudowano klasztor), leżały wyżej niż ostrygowa ławica oznaczona ponad wszelką wątpliwość jako młodszy, mioceński twór. Według zmarłego niedawno wybitnego paleontologa Andrzeja Radwańskiego, żyjące w warunkach kipieli morza mioceńskiego organizmy i ich skorupy zostały po śmierci znoszone do niższych miejsc tworząc właśnie tego rodzaju ostrygowe ławice.

Kiedy w 1957 roku przystąpiono do budowy stopnia wodnego na Dąbiu wiadomo było, że w ciągu kilku lat poziom wód Wisły ulegnie znacznemu podwyższeniu. Pierwszego próbnego spiętrzenia dokonano tuż po ukończeniu prac, w lipcu 1961 roku. Dwa lata później rozpoczęto osadzanie betonowej opaski, a jesienią 1965 roku ostatecznie spiętrzono rzekę o około 3 metry. Ławica została skutecznie zatopiona, ale dla bezpieczeństwa żeglugi wysadzono dodatkowo ładunkami, wypiętrzone skalne progi. W taki oto sposób ten stosunkowo mało znany zabytek przyrody nieożywionej w samym sercu Krakowa, został bezpowrotnie utracony dla nauki.

Warto jeszcze odnieść się do kwestii spiętrzenia wód Wisły. Koronnym argumentem dla przeprowadzenia tej operacji było powstrzymanie erozji dna rzeki i był to na pewno argument racjonalny. Podobnie zresztą jak poprawa żeglowności, bo przypomnieć należy, że do początku lat 70. Wisła była ważną arterią komunikacyjno-towarową. Równocześnie jednak lansowano ryzykowną raczej tezę „o zwiększeniu walorów krajobrazowych terenów położonych nad rzeką”. Aby uświadomić sobie co utraciliśmy, wystarczy przyjrzeć się dziko płynącej, niewciśniętej w betonowe koryto tej samej rzece, tyle że w granicach Warszawy.

Niedawno minęło pół wieku od chwili kiedy Wisła w granicach Krakowa zmieniła diametralnie swe oblicze. Wizerunek dawnej, niepokornie płynącej rzeki przetrwał już tylko na starych fotografiach. Nieistniejącą ławicę ukazuje ujęcie powielone na widokówce, a wykonane zapewne z barki bądź statku przy bardzo niskim wodostanie, być może podczas jednej z najpoważniejszych niżówek Wisły, latem 1943 roku. W oddali na tle sylwety wawelskiego wzgórza majaczą barki i wozy piaskarzy, na pierwszym planie widać krypę przewoźnika przez rzekę. Przewoźnicy to kolejny wdzięczny temat, ale już na odrębną opowieść…