Hotel Cracovia

W drugiej połowie lat 30. ubiegłego wieku na kilkuhektarowej działce ograniczonej dzisiejszymi alejami Krasińskiego i Focha oraz ul. Dunin-Wąsowicza, rozpoczęto przygotowania pod dużą budowę. W swoim „Autoportrecie z pamięci”, tak wspominał o niej mieszkający wtedy w sąsiedztwie, przy ul. Syrokomli, Henryk Vogler: „Wlokła się leniwie i w krótkim czasie w ogóle utknęła, pozostawiając w tym miejscu otoczone mocno wyszczerbionym parkanem wyboiste pola. Tylko porozrzucane po nim wszędzie połamane i pordzewiałe narzędzia przypominały, że kiedyś był to plac budowy. Mówiono, że parcela przeznaczona była pod wystawienie hotelu, lecz grunt okazał się podmokły i pomysł zarzucono.”

Tu wspomnieć warto, że tajemnicza budowa sąsiadowała z obiektami sportowymi klubu Cracovia. Określenie „sąsiadowała”, jest tu jak najbardziej uprawnione, bo ul. Kałuży nie było jeszcze nawet w dalekosiężnych planach. Dojście do stadionu od strony kończącej się tam ul. Dunin-Wąsowicza, prowadziło polną dróżką, obok ukończonych jesienią 1939 roku, trzech modernistycznych kamienic (dziś nr 5-9). Przed samym stadionem w miejscu późniejszego parkingu (bliżej Błoń), urządzono jeszcze przed wojną lodowisko. Nie należy zapominać, że ten sukcesywnie wtedy parcelowany i odsprzedawany areał należał do Konwentu Norbertanek, a sam stadion został wykupiony przez gminę dopiero w 2005 roku.

Aż do początku lat 50. teren rozpoczętej budowy pozostawał opustoszały i dziko zarośnięty, nie przynosząc chluby tej części miasta. Ponieważ nowe czasy wymagały, śmiałych – również budowlanych – wyzwań, powstała wtedy koncepcja postawienia w tym miejscu gmachu związków zawodowych. Na całe szczęście skończyło się tylko na koncepcji, ale budowlańcy pozostawili po sobie spory barak, który nieoczekiwanie przeszedł do historii, bowiem był przez niemal dwa lata (do końca 1956) tymczasową siedzibą Wydawnictwa Literackiego, którego pierwszym dyrektorem był właśnie cytowany tu Henryk Vogler.

O zapomnianej ogrodzonej drewnianym parkanem parceli decydenci przypomnieli sobie dopiero w końcu lat 50., kiedy zapadła decyzja o kompleksowym i różnorodnym wykorzystaniu sporego terenu. I tak od strony al. Focha powstać miał nowoczesny hotel, od strony al. Krasińskiego wolnostojący gmach kina na tysiąc miejsc, a od ul. Dunin-Wąsowicza 10-piętrowy wysokościowiec dla pracowników Orbisu. Przypomnieć należy, że w obliczu zbliżających się obchodów 600-lecia Uniwersytetu Jagiellońskiego, rozpoczynał się właśnie inwestycyjny boom, na którym Kraków – w miarę możliwości – skorzystał.

Projekty hotelu i kina zlecono Witoldowi Cęckiewiczowi, pełniącemu (do 1960), funkcję głównego architekta miasta. W styczniu 1961 roku, z błogosławieństwem ówczesnego I sekretarza KW PZPR Lucjana Motyki, wmurowano uroczyście akt erekcyjny i teoretycznie wszystko powinno iść jak z płatka. Niestety nie szło, a dalsze losy tych prestiżowych choć przeciągających się inwestycji, odzwierciedlają trudne uwarunkowania tamtych czasów.

Jako pierwszy stanął hotel nazwany Cracovia, a jego otwarcie – w czerwcu 1965 roku – przyniosło zdecydowaną poprawę ilości miejsc noclegowych (510 w 309 pokojach i dziewięciu apartamentach). Ponadto przyciągały restauracja i kawiarnia z otwartym tarasem. Osobnym bytem stał się drink bar połączony z nocną działalnością restauracji. Początkowo hotel miał nosić nazwę Domino – , bo tak zdecydowali czytelnicy w konkursie Dziennika Polskiego – ale ówczesny przewodniczący GKKFiT Włodzimierz Reczek, przeforsował nazwę na część klubu, któremu od zawsze kibicował (pochodził z Dębnik).

Budynek wzniesiony według znakomitego, przeprowadzonego z umiarem projektu Witolda Cęckiewicza, zachwycał nowatorskim, modernistycznym wizerunkiem. Fasada hotelu przykuwała wzrok srebrzystym blaskiem ryflowanego aluminium, kontrastującym z ciemnym połyskiem tafli marblitowego szkła. W połączeniu z rytmem okien dawało to oryginalny szachownicowy układ i zarazem znakomity efekt wizualny. Szczególne wrażenie robił lekki daszek nad wejściem, z trójkątnymi lampkami, ozdobiony świetnie zakomponowanym neonem autorstwa Witolda Skulicza. Dobrze zlokalizowany hotel miał swój klimat i duszę, a dzięki części handlowo-usługowej otwierał się na miasto i ludzi. Legendą obrosła cukiernia słynąca z pysznych kremówek, prowadzona przez Stefana Jaśkiewicza, a później przez jego ucznia Stefana Przebindowskiego.

Hotel Cracovia

Niespełna rok po otwarciu, nie obyło się bez pierwszego sporego skandalu. W czerwcową noc 1966 roku, po występie w Hali Wisły, młody gwiazdor francuskiej piosenki Johnny Hallyday, wywołał w restauracji Cracovii głośną awanturę, zaczepiając siedzącą przy stoliku parę. Sąd Powiatowy skazał go w trybie przyspieszonym na grzywnę w wysokości 20 tys. zł, co odpowiadało dziesięciu średnim pensjom. Dokładnie rok później Janusz Morgenstern zainscenizował w hotelowej kawiarni scenę bójki na potrzeby filmu „Jowita”. Tym razem awanturnikiem był Daniel Olbrychski, który wcielił się w postać niesfornego lekkoatlety, a zaatakowanymi byli – odtwarzający role nocnych balowiczów – popularni krakowscy aktorzy Julian Jabczyński i Marian Cebulski.

Dalsze życie hotelu biegło już spokojniej, a bywali tam goście z całego niemal świata. Z rodzimych VIP-ów, najczęstszym bywalcem był ówczesny premier Józef Cyrankiewicz, odwiedzający systematycznie matkę mieszkającą po sąsiedzku, w rodzinnej willi przy ul. Salwatorskiej.

Lata 70. przyniosły Cracovii mroczną tajemnicę, związaną z niewyjaśnioną nigdy śmiercią znanego reportera Dziennika Polskiego. Po wieczorze spędzonym w hotelowym barku w lutym 1973 roku, Jerzy Steinhauf, nie doszedł już do domu, który był o krok, przy ul. Ujejskiego. Jego ciało znaleziono na zapleczu hotelu…

Począwszy od lat 80., sukcesywnie psuty był wizerunek hotelu. Zaczęło się od dekompozycji znaku rozpoznawczego – dizajnerskiego daszka nad wejściem. Finezyjny neon zamieniono na całkiem pospolity, a oświetlenie umieszczono w banalnych panelach. Później było już tylko gorzej, bo nie remontowany budynek nie tylko pokrywał się naturalną patyną (aluminium), ale zwyczajnie niszczał i ulegał stopniowej dekapitalizacji. Dodatkowo, pojawiająca się i nowocześniej wyposażona konkurencja (m.in. Holiday Inn i Forum), odebrała Cracovii palmę pierwszeństwa. Ale nie klientów, bo tych nigdy nie brakowało.

Tuż za dziejowym zakrętem (1991), właściciel hotelu przedsiębiorstwo Orbis przekształcone zostało w jednoosobową spółkę skarbu państwa. W 2000 roku zakończył się z kolei proces prywatyzacji Orbisu i już wówczas pojawiły się plotki o możliwej sprzedaży hotelu. Przez kolejne 10 lat wszystko było jeszcze po staremu, choć brak takich zdobyczy jak klimatyzacja czy dostęp do internetu stawiał Cracovię w niekorzystnej sytuacji. Tymczasem główny udziałowiec Orbisu, francuska spółka Accor zamiast zainwestować, szukała usilnie kupca. Do sprzedaży hotelu doszło ostatecznie w marcu 2011roku. Budynek wraz z działką o powierzchni 1,7 ha kupiła notowana na giełdzie, kielecka spółka developerska Echo Investment, a transakcja opiewała na 32,5 mln zł. W czerwcu tego samego roku hotel został ostatecznie wyłączony z eksploatacji.

Kiedy inwestor zdradził, że zamierza wyburzyć obiekt i postawić tam galerię handlową, budynek wpisany został do gminnej ewidencji zabytków. Od tamtej pory trwa trudny do rozwiązania spór gminy z właścicielem. Być może wkrótce będziemy podziwiać hotel już tylko na widokówkach, jak ta z 1966 roku.

Krzysztof Jakubowski