Kapliczka obok gospody

U zbiegu dzisiejszych ulic Księcia Józefa i bł. Bronisławy stoi jeden z najstarszych domów Zwierzyńca. Pochodzi z pierwszej połowy XIX wieku, a mieścił niegdyś słynną Gospodę Pod Motylkami, urządzoną w roku 1912 przez Agnieszkę Pobudkiewicz. Ściany wewnątrz budynku zdobiła charakterystyczna, związana z lokalną tradycją, dekoracja – polichromie ze scenami z odpustu Emaus, pochodu Lajkonika oraz widokiem kopca Kościuszki. Całości dopełniały namalowane na suficie motyle, od których wzięła swą nazwę gospoda. Wnętrze to podziwiać można było jeszcze w latach 90. minionego stulecia, jednak nie wiadomo czy zachowało się do dzisiaj. Przed kilku laty bowiem dom ten przeszedł remont, na którym niestety ucierpiał jego historyczny wizerunek. Sprawiło to zastosowanie – pozbawionej tradycyjnych podziałów – plastikowej stolarki okiennej. Warto w tym miejscu przypomnieć, że każda z firm wykonujących okna zamarkuje za drobną opłatą klasyczny „krzyż”, który będzie nadawał stolarce historyczny, stateczny wygląd. Niestety nie wszyscy chcą o tym pamiętać, a przykłady takich nieprzemyślanych rewitalizacji dostojnych domów – na szczęście nie tak częste – odnaleźć możemy też na pobliskiej ul. Kościuszki.

Po drugiej stronie ul. bł. Bronisławy ustawiono – prawdopodobnie w latach 70. XIX wieku – murowaną kapliczkę krytą namiotowym, drewnianym daszkiem. O ile tego typu, tzw. domkowe kapliczki stawiano wówczas dość często na użytek mieszkańców podkrakowskich wsi, to stosunkowo rzadko podejmowano w tych okolicach tematy chrystologiczne. W tym przypadku kapliczka kryła wewnątrz figurę Chrystusa Frasobliwego – temat często podejmowany m.in. na Podkarpaciu.

Na przedstawionej tu widokówce nieznane wydawnictwo wykorzystało fotografię Edmunda Grünhäusera znaną m.in. ze zbiorów Muzeum Historycznego m. Krakowa. Fotografia ta wykonana została zapewne około roku 1909, tuż przed rozpoczęciem prac przy budowie osiedla urzędniczego na Salwatorze – wzdłuż ul. bł. Bronisławy oraz wytyczonych w tym celu ulic Władysława Anczyca i Gontyna. W kadrze po prawej, widać jeszcze fragment starej, murowanej kuźni należącej wówczas do Stanisława Szczuki, a przebudowanej dopiero w latach 30. XX wieku, na skromną, zachowaną do dziś kamieniczkę (ul. Królowej Jadwigi nr 4). Tuż za nią stoi wyburzony w roku 2007, drewniany dom kołodzieja Andrzeja Boby (nr 6).

Kapliczka obok gospody

W roku 1925 wspomnianą kapliczkę staranował samochód ciężarowy i wkrótce przeniesiono ją pod mur ogrodu klasztornego norbertanek, od strony ul. Księcia Józefa. Miejsce to zajął niebawem kiosk spożywczy, odtworzony wiernie na jej podobieństwo. Jeszcze w latach 60., ubiegłego już wieku, serwowano tu legendarną, bo podgrzewaną (!) oranżadę, dla narciarzy utrudzonych na pobliskich stokach. Obecny kiosk odbudowany starannie w miejsce poprzedniego, w roku 1991, jest drugim z kolei. Niestety, przez wiele lat kiosk był zamknięty na głucho, bo nie wytrzymał widać konkurencji z wyrastającymi obok nowoczesnymi sklepami i dopiero w roku 2009 uruchomiono tam skromną księgarnię. Łza się w oku kręci na myśl, że kiedyś, gdy wokół była jeszcze socjalistyczna, handlowa pustynia, kupione tam „ciepłe lody”, czy chwytane łapczywie dziecięcą rączką karmelowe „kokosy” gwarantowały udany długi spacer w kierunku kopca Kościuszki…

Krzysztof Jakubowski